Weekend. Chciałam odpocząć, ale to niemożliwe, przynajmniej
teraz. Nie mam pojęcia kiedy będzie nowy rozdział. Pewnie jak będę miała czas.
***
Draco
Nie dało się w tamtej chwili określić wyrazu twarzy
chłopaka. Rose nie za bardzo zwróciła uwagę na jego dziwne zachowanie. Była
zbyt pochłonięta przyglądaniem się dziewczynie. Dwóch lekarzy podpinało różne
rurki, przewody i kable do jej bezwładnego ciała. Jeden z nich zwrócił się w
kierunku Rose i Dracona.
- Musieliśmy przywieść ją dużo wcześniej, niż planowaliśmy.-
powiedział, zbliżając się do łóżka Rose, które stało naprzeciwko.
- Dlaczego?
- W okolicach Londynu zdarzył się ogromny wypadek, zderzyło
się ponad dwadzieścia samochodów. Karetkami przyjechali ludzie w dużo gorszym
stanie. Ale jej też się pogorszył, chcieliśmy ją tu położyć za jakieś
trzy-cztery dni.- lekarz lekko zmarszczył brwi. – A jak ty się czujesz?
Rose zaczęła opowiadać doktorowi o swoich dolegliwościach, a
Draco, który nie odezwał się jeszcze ani słowem, stał wpatrzony w śpiącą
dziewczynę. Przymknął lekko powieki, niemal czół pył unoszący się na polu
bitwy, prawie widział kolorowe strugi światła. Wszystko wróciło tak
niespodziewanie. W jednej chwili uświadomił sobie, że najbliższe dni spędzi w
jednej sali ze swoją dziewczyną i… no właśnie z kim? Z dziewczyną, która
uratowała mu życie, z dziewczyną, którą poniżał przez lata, z dziewczyną, która
jest, jakby na to nie patrzeć szlamą. Rose nie toleruje mugoli, rodzice Rose,
jego rodzice i on sam, też, to się nie zmieniło, i nie zmieni zapewne nigdy.
Hermiona jest czarownicą, to nie podlega wątpliwości, ale przecież lepiej
byłoby, gdyby leżała tam jakaś przypadkowa mugolka, bo jedyne czego te dwie
rodziny nietolerowany bardziej, niż mugoli, to mieszanie czarodziejskiej krwi z
krwią zwykłych ludzi. A krew Hermiony była tylko połowicznie magiczna, to
stawiało ją w o wiele gorszej sytuacji.
- Ile jeszcze będzie spała?- do Dracona zaczęły docierać
jakiekolwiek słowa.
- Na pewno do jutra, myślę że rano się o obudzi,
najwcześniej przed południem- lekarz udzielał informacji ciekawej dziewczynie.
- Dlaczego tak długo?
- Jest jeszcze w lekkiej narkozie, a teraz bardzo
przepraszam, muszę iść na obchód- powiedział lekarz, skinął lekko głową w
stronę Dracona, i wyszedł, wpisując jeszcze coś na kartę przy łóżku Hermiony.
Drugi z nich dawno wyszedł.
- Jak myślisz Draco, kim ona może być?- zapytał dziewczyna
zerkając na chłopaka.
- Wiesz, ja zupełnie nie wiem, jak ci to wyjaśnić, ale ja
ją, tak jakby znam.
- Jak to ją znasz, mugolkę, skąd?
- To nie mugolka.
- Czarownica, żartujesz?
- Nie, nie żartuje, w dodatku, od września uczęszcza z nami
do Hogwartu.
- Cudownie, no to mamy szczęście. – Rose się uśmiechnęła.
- Ja bym tak tego nie nazwał- mruknął Draco cicho, tak aby
nikt go nie usłyszał. Z jakiegoś powodu nie chciał powiedzieć swojej
dziewczynie, że Hermiona jest szlamą, nie wspomniał też, że od lat pałają do
siebie czystą nienawiścią.
Za oknem robiło się ciemno, Draco był zmęczony tym dniem,
chciał już być w domu, położyć się i zasnąć.
- Draco, jedź już do domu.- Rose znała go dobrze, po jego
minie poznała, że wolałby już dłużej tu nie przebywać.
- Nie, zostanę dopóki nie zaśniesz, obiecałem ci to. – wziął
dziewczynę za rękę.
- Jedź, proszę.
- Chcesz się mnie pozbyć? – chłopak uśmiechnął się
łobuzersko.
- Nie, kochanie, ale pora odwiedzin dobiega końca.
- Ładnie to ujęłaś. – ścisnął lekko jej dłoń.
- Nie Draco, mówię poważnie, na tym oddziale pora odwiedzin
trwa do ósmej, jest za sześć ósma. – powiedziała, spoglądając na zegar. Draco
westchnął, podniósł się powoli z twardego krzesła.
- Będę tu z samego rana- pochylił się nad dziewczyną,
pocałował ją w czoło i poszedł w kierunku drzwi, stanął przy nich, popatrzył
jeszcze raz mimowolnie na śpiącą Gryfonkę, uśmiechnął się do Rose i wyszedł z
sali. Jednak nie skierował swoich kroków w stronę szpitalnego parkingu, poszedł
prosto do łazienki, zamknął się w jednej z kabin, a po chwili dało się słyszeć
głośny trzask i spod drzwi kabiny, potoczył się kłąb białego dymu. Po chwili
stał już na ganku, jasnego, dużego domu. Mieszkał tam Bleis Zabini. Obaj
chłopcy pochodzili z zamożnych arystokratycznych rodzin, jednak różnili się
bardzo od siebie. Wygląd to jedna sprawa, ale charaktery obojga były bardzo
różne. Bleis był spokojniejszy, bardziej opanowany, ale przede wszystkim był
bardzo romantyczny. Nie potrafił zmieniać dziewczyn jak Draco, ale też lubił
się dobrze bawić. Obaj dobrze ukrywali emocje, i obaj byli przez lata zmuszani
do posłuszeństwa Voldemortowi. Ich rodziny przyjaźniły się od zawsze. Oni znali
się od kołyski, to dlatego mimo tak wielu przeciwieństw, byli najlepszymi
przyjaciółmi i rozumieli się bez słów. Światło paliło się tylko w jednym z
okien. Wszedł śmiało do środka, poszedł w stronę drzwi spod których wylewało
się światło. Zanim zdążył wejść usłyszał ironiczny głos swojego przyjaciela.
- Miło że jak zwykle pukasz, Draco.
- Taaaa- chłopak wszedł do pokoju. Bleis od razu poznał, że
Draco nie ma ochoty na żarty.
- Co jest?
- Usiądź wygodnie, bo mam ci trochę do opowiedzenia.- i
zaczął opowiadać brunetowi o wszystkich zdarzeniach minionego dnia. Gdy skończył,
obaj siedzieli cicho jeszcze parę chwil, aż w końcu odezwał się Bleis.
-Co zamierzasz powiedzieć Granger?
- Nie wiem, wolałbym w ogóle z nią nie rozmawiać.
- Najpierw dziewczyna bez żadnego powodu ratuje ciebie,
potem twoją dziewczynę. Tak naprawdę przez ciebie straciła przyjaciół, a teraz
połowę wakacji spędzi w szpitalu. I ty wolałbyś udawać, że ona nie istnieje?!-
Draco spodziewał się tego co powie Bleis, zawsze był zniewalająco szczery.
- To co w takim razie mam jej powiedzieć, jeszcze w dodatku
przy Rose?
- Schowaj dumę do kieszeni i jej podziękuj, przeproś ją. –
wiedział że to nierealne, aby Draco przeprosił szlamę.
- A jak to wyjaśnię Rose?
- Powiedz jej prawdę.
Milczeli każdy myśląc o czymś innym. W końcu odezwał się
Bleis.
- Przyjadę jutro do szpitala.
- Ok. – powiedział Draco nieco zdziwiony, nie wiedział po co
Bleis chce jechać do szpitala.
No, ale skąd miał
wiedzieć, że jego najlepszy przyjaciel jest od lat zakochany w jego
dziewczynie.
***
Hermiona
Gryfonka z potwornym bólem głowy, otwierała powoli oczy. Na początku
poraził ją jasny blask, lecz powoli jej oczy przyzwyczajał się do jasnego
otoczenia. Po kilku minutach usiadła na łóżku, bardzo powoli przypominała sobie
gdzie jest i co się stało, a było to trudne, przez ból pulsujący w głowie. Naprzeciwko
stało puste łóżko, ale na półce obok niego stało kilka rzeczy. Nagle Hermiona
usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, który w jej stanie, powodował nową falę
bólu. W drzwiach zobaczyła wysokiego blondyna. Draco Malfoy?
- O, Granger, obudziłaś się- powiedział zimno i obojętnie chłopak
czół się jednak bardzo zmieszany, w dodatku na łóżku obok nie zobaczył Rose. –
Ja może przyjdę później.- miał już zamknąć drzwi, gdy usłyszał słaby głos.
- Nie… - Gryfonka nie wiedziała, dlaczego zaprzecza, jej
cały umysł zają ból. Nie tylko ten fizyczny. Draco Malfoy dziwnie zareagował na
tę prośbę. Wszedł, wziął stojące obok krzesło, usiadł obok łóżka Hermiony…i
siedzieli przez kilka minut, w zupełnej ciszy, patrząc sobie w oczy. Po chwili
w Sali dało usłyszeć się jedno słowo. Które dźwięczało obojgu w uszach jeszcze przez
długi czas.
- Dziękuje Granger. – zabrzmiało to bardzo szczerze. A
Gryfonka wiedziała, że po raz pierwszy ma do czynienia z prawdziwym Malfoyem,
bez maski obojętności na twarzy. Wiedziała też, że Draco Malfoy nigdy nie
dziękuje.
***
Jak zwykle proszę o komentarze. Pozdrawiam :)