No to koniec ferii. Bardzo dużo pracy w szkole, nie daje
rady. To się chyba odbija na opowiadaniu.
***
Draco
- Musi być jakaś możliwość! – krzyczała matka Rose do
osłupiałego ministra magii. To naprawdę dziwne, że sam minister znalazł czas,
aby wyjaśnić tej arystokratycznej rodzince, że ich ukochana jedynaczka będzie
musiał zostać na kilka dni w mugolskim szpitalu.
- Powtarzam po raz
kolejny, nie ma takiej możliwości.- mówił minister spokojnie, choć widać było,
że jemu też powoli kończy się cierpliwość.
- Dlaczego? Rose jest pełnoletnia, może opuścić szpital na życzenie!
- W świetle prawa mugoli, będzie pełnoletnia po ukończeniu
osiemnastu, nie siedemnastu lat.
- To absurd! Żądam
więc, żeby zawieść jej leki z Munga!- patrzenie, jak ta kobieta, matka dziewczyny
Draco, krzyczy na całe ministerstwo, żeby tylko ,,uchronić’’ córkę od mugoli, było naprawdę męczące. Świadomość,
że robi to z winy Draco, była dla niego jeszcze
gorsza.
- Nie uważa pani, że byłoby to co najmniej dziwne, jeśli
wyzdrowiałaby w kilka godzin? To zbyt
niebezpieczne. Proszę do niej jechać, porozmawiać. Tak będzie najlepiej,
zapewniam.- powiedział minister i ewidentnie zbierał się do wyjścia.
- Jeff, jedziemy do mugolskiego szpitala.- powiedziała do
męża, z dobrze wyczuwalną nutką ironii.
–A panu, dziękujemy. –powiedziała, obróciła się na pięcie i
wyszli przed ministerstwo.
- Draco, Jeff, co z wami, dlaczego mnie nie poparliście?
- Od początku mówiłem ci, żeby nie jechać z tym do
ministerstwa, co oni mogli zrobić w tej sytuacji?- przynajmniej ojciec Rose
myślał trzeźwo.
- Pani Mirando, proszę, jedźmy już.- Draco miał dość.
- Tak, muszę natychmiast widzieć się z Rose.
Wszyscy wsiedli do volvo należącego do Draco. On sam w
czasie jazdy przyglądał się kobiecie. Ta drobna blondynka, z długimi włosami,
zawsze była wzorem dobrych manier, opanowania, spokoju i elegancji. Lecz teraz,
gdy tak bardzo bała się o córkę, nie dbała o opanowany ton czy dobre maniery.
Gdy wparowała do ministerstwa, zaraz po pierwszych tłumaczeniach chłopaka nie
słuchała nikogo. Chwyciła się ostatniej możliwości wydostania córki z
mugolskiego szpitala, nie zadziałało.
- Jesteśmy na miejscu. –powiedział Draco spoglądając
niepewnie na matkę Rose. Ta oszczędziła zbędnych komentarzy, wysiadła z
samochodu i powoli skierowała się w
stronę wejścia.
- Proszę uważać na słowa, tutaj nie ma żadnych czarodziei
oprócz nas i państwa córki.- powiedział Draco, po czym otworzył drzwi wejściowe
przed panią Mirandą. Pierwsze kroki skierowali na recepcję. Od razu ujrzał lekarza
z którym wcześniej rozmawiał.
- Dzień dobry, to są właśnie rodzice Rose.- powiedział
wskazując parę czarodziei stojących obok.
- Doskonale, proszę państwa za mną do gabinetu, wyjaśnię co
dokładnie stało się dziewczynie. Ty możesz iść do niej, sala 38, piętro wyżej.
Czuje się już na tyle dobrze, że może z tobą porozmawiać.- lekarz uśmiechnął
się.
- A kiedy my możemy ją zobaczyć?- wtrąciła matka Rose,
zdecydowanie za ostrym tonem.
- Naturalnie, zaraz jak skończymy rozmowę, to będzie jakieś
20 minut, nie dłużej. Zapraszam za mną.- i ruszył w stronę jednego z korytarzy.
Draco natychmiast skierował się do windy. Wyskoczył z niej
jak strzała, popędził w stronę jednego z korytarzy. 34, 35, 36 37, 38 – sala w
której leży Rose. Poczuł się trochę
głupio, że nie ma dla niej żadnych kwiatów, lub czegokolwiek innego. Ale zaraz
przestał się tym przejmować i zdecydowanym krokiem wszedł do Sali. Rose leżała
na jednym z dwóch łóżek, w pomieszczeniu buło nienaturalnie biało i dziewczyna także
była zdecydowanie zbyt blada.
- Draco, jak dobrze że już jesteś.- powiedziała słabo,
odwracając lekko głowę.
- Rose, przepraszam, to moja wina.- powiedział, siadając
obok jej łóżka.
- Przestań, zaraz weźmiecie mnie z rodzicami do Munga, a z stamtąd
wyjdę najpóźniej jutro.
- No właśnie, nie weźmiemy cie, nie da się tego zrobić.
- Co? Ale dlaczego?
- Nieważne, nie chcę, żebyś się teraz denerwowała, wyjaśnię
ci to kiedy indziej.- powiedział, biorąc ją za rękę.
- Ile będę musiała tu być?
- Tydzień, góra dwa.
- Zwariuję tu.
- Będę tu codziennie, zanim się obudzisz, i dopóki nie
zaśniesz, więc nie martw się, nuda ci nie grozi. – uśmiechnął się łobuzersko.
- Taaa, a gdzie mama i tata?
- Zaraz tu będą.
Siedzieli chwilę w milczeniu, Draco zastanawiał się czy
gdyby chodziło o kogo innego, poświęciłby się tak bardzo. Raczej nie. Ale
zastanawiał się też, czy wcześniej zdobyłby się na to. Wiedział, że to
niemożliwe. Nie odczuwałby poczucia winy, wybrałby sobie inną dziewczynę z
tłumu wielbicielek. To byłoby takie proste. W jego stylu. Draco nawet nie
wyobrażał sobie jakie zmiany w nim zaszły. Nie chciał o tym wiedzieć, myśleć,
nie chciał być inny. Dawny Draco mu odpowiadał. Nie chciał odpowiedzialności, poczucia winy,
obowiązku, po upadku Voldemorta chciał
być całkowicie wolny. Nie tak wyobrażał
sobie życie. Ale w głębi duszy czół, że warto, że warto być dobrym człowiekiem,
choć jeszcze nie umiał się do tego przyznać.
- Rose!- matka dziewczyny wpadła z impetem do Sali. – Jak się
czujesz kochanie?
- Wszystko dobrze mamo, naprawdę.
- Córeczko, kolejna tragedia. Pamiętasz ciotkę Pamelę,
prawda?
- Jasne, nie znosiłam jej, gdy byłam dzieckiem.
- Umiera.
-Słucham?
- Umiera, ale jest coś gorszego od śmierci ukochanej cioci.
- Ukochanej cioci?- Rose podniosła do góry jedną brew – Ty mamo,
też jej nie znosiłaś.
- Nieważne, ojciec otrzymał patronusa z wieścią, że jej
ostatnim życzeniem, jest widzieć się ze mną. Dobrze wiesz, że muszę spełnić jej ostatnią prośbę.
Kochanie musimy natychmiast wyjechać.
- Na jak długo?
- No wiesz, nie wiadomo, że tak powiem, jak długo będzie
umierać. Oraz czego sobie ode mnie zażyczy.
- Możecie spokojnie jechać, Draco ze mną będzie.
- Oczywiście, będę jej pilnował jak oka w głowie, obiecuje-
powiedział i przyłożył prawą rękę do serca.
- No, nie jestem pewna, na szczęście ten lekarz nie jest
taki zły, będzie miał cię na oku. – powiedziała do córki.
- Mamo, a tata nie przyjdzie tutaj?
- Nie może, załatwia coś w ministerstwie, związanego z
ciocią, kazał cię ucałować i pozdrowić.- pocałowała córkę w oba policzki,
obiecała, że wrócą niedługo i już jej nie było.
- Przynajmniej spędzimy trochę czasu sami. – uśmiechnął się
Draco.
- Nie sądzę, jeszcze dzisiaj przywiozą tu tą drugą dziewczynę,
na razie jest na innym oddziale.
- Szkoda.
- Nie mów tak, ona uratowała mi życie, chce ją poznać, nawet
jeśli jest mugolką.
W tym momencie, na korytarzu dało się słyszeć hałas
wiezionego wózka, drzwi się uchyliły. Na białym prześcieradle, wjechała
dziewczyna, tak blada, że widać było niemal jedynie jej kasztanowe loki. Draco
był w szoku. Na szpitalnym łóżku, leżała śpiąca jeszcze Gryfonka, Hermiona
Granger.
***
Koniec rozdziału trzeciego. Proszę o komentarze :)
Nie no, teraz będę odczuwać jeszcze większe katusze ;D Świetnie! Masz bardzo ładny styl pisma :) Twoje opowiadania wciągają. Bardzo żałuję, że nie są one w formie książki, którą mogłabym przeczytać całą, tylko w formie krótkich rozdziałów. Ale i tak są cudne :) Kiedy planujesz dodać następny?? Pzdr BlueCherryNice
OdpowiedzUsuńNie wiesz nawet, jak bardzo się ciesze, że ci się podoba. Następny rozdział w weekend :)
UsuńWoW super :) lecę czytać daaalej :33 rozdział super :)
OdpowiedzUsuń